niedziela, 24 lipca 2011

Deszczowe lato

Większość osób kocha upalne dni, ale ja się do nich nie zaliczam. Fajnie gdy świeci słoneczko, ale temperatura rzędu 20* całkowicie mi wystarcza:) Mogę wtedy w pełni delektować się nowym balkonem i cieszyć uszy szumem wody. Tak, tak - wody. Mam tylko nadzieję, że sąsiadom to nie przeszkadza;)



I jeszcze chciałam się pochwalić nowymi nabytkami. Niestety by pokazać je już w miejscu, które dla nich zaplanowałam potrzebuję czasu, funduszy oraz koniec końców - mężczyzny.



Kociaste angielską pogodą wydają się znudzone...


Poruszyła je jedynie tragedia w Norwegii. Nie potrafię sobie wyobrazić, jak z zimna krwią można zabić tak wielką ilość niewinnych dzieci. Jak można spać spokojnie mając w głowie takie plany. Ekstremizm jest straszny i nie jest ważne czy to islam czy chrześcijaństwo. Te ataki bolą mnie tym bardziej, ze Norwegię kocham, kocham wartości, które Ci ludzie prezentują i całkowicie się z nimi utożsamiam...



Cóż, mam nadzieję, że przyszły tydzień będzie spokojniejszy i tego właśnie życzę sobie i Wam.



środa, 20 lipca 2011

Po burzy

Witam w ten rześki wieczór:)
U nas burze na całe szczęście były niezbyt groźne i przyniosły chłodne powietrze, tak bardzo wyczekiwane po okropnie parnym i gorącym dniu. Mimo niedogodnej pogody odwaliłam dziś kawał dobrej roboty, a mianowicie dokończyłam balkon, tak by nasze kociaki mogły bez problemów na nim przesiadywać. Cieszę się z tego jak dziecko:)

Tak balkon wyglądał przed:


 Niby tragedii nie było, jednak przez wszędobylskie dziury, a przede wszystkim brak siatki kociaste szybko opusciły by dom, a ja odeszłabym od zmysłów... Niestety, TŻ ciągle w szpitalu, więc pomoc z zewnątrz była konieczna. Chętny okazał się przyjaciel, który akurat był w województwie, bo ..."odprowadzał" samolot do Grudziądza.Wracając do Łodzi zahaczył o Toruń - ku mej wielkiej radości. Raz, że prawie z nikim nie rozmawiałam od 2tyg, to na dodatek przydała mi się pomoc. Przyjachał i zamiast obejrzeć balkon stojąc na nim, stanął - fakt - ale na balustradzie. Dzięki  temu też okazało się, że nie muszę wydawać kolejnych sum na rury czy aluminiowe profile, na których uda sie rozpiąć siatkę. Wystarczy siła, wyobraźnia, talent i umiejętności wspinaczkowe:)



Koniec końców porobienie haczyków i zawieszenie siatki zajęło mu 3h. Jednak dziś zostałam sam na sam z matą. Radę dałam, choć trzeba przyznać, że nożyce do drobiu nie są najlepszym przyrządem do cięcia trzcinowej maty. 1,5h pracy i otrzymaliśmy już efekt końcowy:



 Taki widok - bezcenny. Nawet mimo odcisków. Muszę jeszcze wybrać się do stolarza po deskę, by Iv nie siedziała na podkładce od doniczki:)
A jesli już mówimy o Ivi - tak właśnie dzielnie asystowała mi podczas malowania kuchni.


Może dzięki jej nadzorowi malowanie wyszło całkiem dobrze:


I na dziś to chyba tyle. Spokojnej nocy!

Becia


sobota, 16 lipca 2011

Sposób

Nie poddałam się tak łatwo tym małym wrednym kołkom!
Dałam się im sprowokować przy robieniu porannej kawy i próbowałam raz jeszcze. Tym razem przygotowałam się do tego lepiej: odwiedziłam piwnicę, przyniosłam narzędzia godne XVIIIwiecznego dentysty i zabrałam się do pracy. Pot, łzy, dziura wokół kołka dwa razy większa od niego samego ...i nic! Zawiedziona zadzwoniłam do P. pożalić się że zostałam pokonana. Jak to mężczyzna, podsunął sposób do wypróbowania. Mianowićie miałam dookoła kołka powbijać gwoździe tworząc tym samym luz. Rada okazała się świetna, za co przesyłam buziaki i życzenia szybkiego powrotu do zdrowia:*
Na chwilę obecną dziury już zagipsowałam, teraz czekam aż gips wyschnie i zaczynam zabawy z farbą i pigmentem:)

piątek, 15 lipca 2011

Bez mężczyzny

Czasem ciężko jest bez mężczyzny. I nie mówię tu o tęsknocie. Wcale nie. Chodzi o takie zwykłe przyziemne sprawy. Niby kobiety nie są dobre w rżnięciu i heblowaniu (choć Pani Ita przeczy temu zupełnie), ale stwierdziłam że się nie poddam. O rżnięciu mówię w odniesieniu do desek oczywiście, bowiem brak mi półek. TŻ w szpitalu, więc postanowiłam nie czekać na przyjaciół, którzy zawsze są gotowi pomóc (jednak odległość 200km wiąże im ręce) i wziąć sprawy w swoje ręce. Na chwilę obecną do półek kupiłam dopiero haczyki, ale po kolei - by ją zawiesić musiałam odmalować ścianę. Okazało się że właściciele mieszkania tak szybko chcieli się wprowadzić, że nie zdejmowali szafek przy malowaniu, co się okazało po zdjęciu skrajnej z nich, gdy chcieliśmy założyć okap.





Tak więc z wielkimi chęciami wybrałam farbę i barwnik, jednak mą uwagę przykuły kołki pozostałe po owej nieszczęsnej szafce. Trzeba usunąć i zaszpachlować. I właśnie te małe cosie mnie pokonały. Różnymi sposobami próbowałam wyrwać je ze ściany - bez skutku. Tak więc siedzę, pisząc do samej siebie (ciekawe, czy to jak w przypadku rozmów z samą sobą jest oznaką choroby psychicznej?) i podziwiając piękne wnętrza. Właśnie odkryłam blog Pod norweskim niebem i jestem wręcz zauroczona... Na dodatek pierwszy raz biorę tam udział w candy! Oto co jest do rozlosowania:

In the beginning

Czasem pomimo wielu przeciwności losu udaje nam się zrealizować marzenia. Chyba dopiero po wyrzeczeniach i pokonaniu trudności możemy w pełni je docenić. Ja doceniłam Toruń, o którym marzyłam od roku prawie. Zakochałam się w tym mieście parę lat temu, gdy byłam tu po raz pierwszy z przyjaciółką, mimo iż spędziłam tu jedynie parę godzin. Gdy ukazała się możliwość studiów magisterskich w Toruniu wiedziałam że muszę z niej skorzystać:) Do miasta przeprowadziliśmy się w październiku. Mieszkanko znalazłam przez internet i ...wpadłam po uszy. Niestety, po pierwszym tel okazało się że jest już zajęte (mimo iż wystawione było od 18h). Ale ale, dwa dni po stracie nadziei telefon - okazało się że z przyczyn niezależnych pan, który je zaklepał musiał zrezygnować. I tak właśnie przejęliśmy na 2latka tę oto kawalerkę:



Na pierwszym zdj mój TŻ umęczony oczywiście trudami podróży;) Wybaczcie te kreski i białe pola - to jedyne zdjęcia z "początku", a używałam ich do planowania i stąd te białe pola na pomiary:)
Nasza właścicielka stwierdziła, że babeczka, która tu wcześniej mieszkała była osobą bardzo porządną. Osobiście śmiem wątpić patrząc na wodę po myciu okien,wszędobylskie sterty kurzu czy czas jaki mi zleciał póki nie wysprzątałam mieszkania na tyle, by móc chodzić po podłogach w białych skarpetkach bez obaw, że zaraz zmienią kolor (3 mycia).
Ale udało się, zaczęłam rozpakowywać nasze szpargały. Planowanie kawalerki jest bardzo trudnym zajęciem. A jeszcze trudniejszym, jeśli założymy iż mamy do wykorzystania studencki budżet - wszystko musi być nie tylko funkcjonalne ale i możliwie jak najtańsze. Tak więc godziny spędziłam nad zdjęciami powyżej i wertując katalogi IKEI. Do tego musiałam pójść na kompromis z TŻ, jako iż nie przepada on za nasyconymi barwami. Postawiłam więc na stonowaną biel. I... jestem całkowicie zadowolona! Nie dość, że niektóre białe meble są tańsze (swoją drogą ciekawe czemu?), to jeszcze kolor ten nie przytłacza mieszkanka. Miesiąc po wprowadzce wyglądało ono tak:





Wybaczcie jakość zdj ale wszystkie robione są nędznej jakości aparatem z telefonu. Jak widać wyraźnie mam nadzieję, pojawiły się na zdjęciach nasze dwie kicie Iv (1zdj) i Bobo (3zdj). Przyznam że byłam zadowolona z tego wystroju.
Do momentu gdy odkryłam Jagodowy Zagajnik
Zakochałam się w tym domu, w tej atmosferze, w zdolnościach właścicielki, a jeśli byłabym innej orientacji to pewnie i w niej samej:)
I to tak naprawdę był początek...

środa, 13 lipca 2011

Trudne początki nędznych kociaków

Witam!
Po paru próbach, solidnej porcji straconych nerwów wreszcie udało się założyć stronkę, o której tak dużo myślałam. Od paru miesięcy odwiedzam blogi niesamowicie zdolnych osób, które mnie inspirują i dają nadzieje że nie trzeba mieć wiele funduszy, by otaczać się pięknymi przedmiotami.
Ach! Może wytłumaczę jeszcze skąd taka nazwa tego bloga. Otóż mam nadzieję, że jak kociaki wzięte  ze schronu czy uratowane z ulicy pod wpływem troski i miłości potrafią rozkwitnąć, tak i moje tymczasowe mieszkanko z "hotelu" zmieni się w dom.
Pozdrawiam!
Grafika oczywiście z The Graphics Fairy